To zdjęcie zostało wykonane w grudniu i nie jest pamiątką z morsowania w Jeziorze Krzyckim, a z kąpieli w ciepłych źródłach termicznych w Tanzanii. O swojej niezapomnianej podróży po Kenii, Tanzanii i Zanzibar opowiedział naszej redakcji mieszkaniec Lasocic, Mikołaj Kostaniak.

Pasja do podróżowania zrodziła się kilka lat temu. Mikołaj kończy właśnie studia magisterskie z geografii, a podróże od dawna były dla niego czymś niezwykłym.

Podróż po Afryce trwała od 19 listopada do 5 grudnia. Każdy dzień był inny, wyjątkowy, a każda wyprawa niezapomniana.

Wyjazd do Afryki nie był wyjazdem planowanym od dawna. Pomysł powstał raczej spontanicznie, na dwa tygodnie przed wylotem. Przeglądał ogłoszenia w internecie, śledził blogi podróżnicze. Ostatecznie decyzję podjął po rozmowach z członkami klubu podróżników.
– Przed wyjazdem był moment zawahania, niepewności, obawy przed wprowadzanymi obostrzeniami. – wspomina Mikołaj. – Największa obawa to opieka medyczna i pomoc szpitalna w Afryce. Ale raz się żyję. Bilet lotniczy wykupiłem kilka dni wcześniej. Zrobiłem test na covid. Po otrzymaniu negatywnego wyniku zacząłem szybkie pakowanie.

Do Afryki wyjechał z 15-osobową grupą z klubu podróżników. Wylecieli z lotniska w Warszawie, do Frankfurtu, tam przesiadka i lot do Nairobi, stolicy Kenii. Z lotniska w Nairobi, busem udali się do hotelu.
– Pierwszą rzeczą jaką sprawdziłem w hotelu, to w jaką stronę wiruje woda spuszczana w umywalce. – mówi Mikołaj. – Faktycznie, woda wirowała w przeciwnym kierunku. U nas w prawo, tam w lewo. Jest to spowodowane siłą Coriolisa, która wpływa na kierunek wiru powstającego przy spływaniu wody.

Pierwszy dzień w Nairobi minął na zwiedzaniu. W Kenii obowiązuje noszenie maseczek. Natomiast życie płynie w miarę normalnie. Biały człowiek jest tam interesującym zjawiskiem, na który reagują bardzo pozytywnie, kiwając i uśmiechając się.

Cały czas podróżowali busem, w dość ekstremalnych warunkach, z bagażem na dachu, który niejednokrotnie gubiono.
– Mój bagaż też zgubiliśmy. – wspomina. –  Na szczęście odnaleźliśmy go w stercie kurzu.

W Kenii zwiedzali głównie Parki Narodowe. Jednym z nich była wyspa Crescent Island, na której mieszkały zwierzęta, m.in. antylopy, zebry, hipopotamy, żyrafy. Park zwiedzali pieszo wśród dzikich zwierząt. Bez obaw, bowiem żyjące tam zwierzęta były roślinożerne. Jedną z ciekawostek było to, że dokładnie w tym parku kręcono film pt. „ Pożegnanie z Afryką”. To był ich pierwszy kontakt z dzikimi zwierzętami z bliska. Zachwyt był nie do opisania, nie mogli powstrzymać się od robieniem zdjęć.
– Przez pierwsze dni robiłem zdjęcia wszystkim napotkanym zwierzętom. – opowiada. – Po kilku dniach już nie reagowałem, gdy obok mnie przechodził słoń.

Kolejny Park Narodowy Hell’s Gate przemierzali rowerami. Podziwiali tam niezwykłe widoki i zwierzęta. A jak wspomina Mikołaj – 25 km trasy na wertepach w trudnych warunkach pogodowych były jak droga przez mękę. Pogoda od 35 stopni Celsjusza i piekącego słońca do ulewnego deszczu, wśród małp, zebr i guźców afrykańskich.

– Najbardziej wspominam czterodniowy pobyt na Safari bez dostępu do telefonów komórkowych, wi-fi, internetu, prądu. – opowiada. – W czasach, gdy telefon jest przedłużeniem ręki, był to całkowity reset.


Spali pod namiotami. W nocy na warcie przed zwierzyną chronił ich strażnik z bronią. Mikołaj wspomina, że silniejsze od strachu było zmęczenie. Dziś, jak pomyśli sobie o małpach, hienach i słoniach chodzących obok namiotów, nie wie czy to było do końca bezpieczne. Najbardziej uważali na małpy, które nie miały żadnych skrupułów. W oka mgnieniu zabierały telefony, jedzenie, plecaki.

Grupa, z którą wyjechał Mikołaj nastawiona była na zwiedzanie. Byli w kilku Parkach Narodowych. Na długo zapamiętają jeden z nich w Ngorongoro – widok zwierząt żyjących w kraterze wulkanu. Krater, powstał w wynik wybuchu wulkanu ok. 2-3 mln lat temu. Piękno natury, flamingi, zebry, hipopotamy i brak turustów w pobliżu. Na obszarze Ngorongoro mieszkają Masajowie – nie mogą tutaj polować ani uprawiać ziemi ze względu na obszar chroniony, dlatego w zamian państwo dostarcza im żywność, a oni spokojnie sobie żyją. Zachwycające było to, że właśnie na obszarze samego krateru żyje tysiące zwierząt. Widok zarówno z góry, jak i z powierzchni dna krateru (a jego dno ma powierzchnię ok. 260 kilometrów kwadratowych) był wspaniały.

Odwiedzili także wioskę Masajów. Wioska dostosowana była do wizyt turystów. Można było wejść do ich domów, zobaczyć jak żyją, jakie mają rytuały. Masajowie to lud koczowniczy zamieszkujący Tanzanię oraz Kenię. Tradycyjne stroje i charakterystyczne śpiewy i tańce są ich znakiem rozpoznawczym, normalna jest również w ich życiu poligamia, mają po kilka żon.

Jeden z najdziwniejszych rytuałów świata to Adumu – taniec wykonywany przez Masajów. Młodzi wojownicy stają kręgiem naprzeciw kobiet ubranych w najładniejsze stroje. Zgodnie z masajskim kanonem piękności dziewczyny mają ogolone głowy, czerwone malunki na twarzach, a ciała przystrojone wieloma kilogramami biżuterii zrobionej z paciorków. Składają się na nią zarówno zwykłe bransoletki i kolczyki, jak i szerokie obręcze zakładane warstwami na szyję oraz rodzaj diademów ozdobionych blaszkami. Kobiety są bardzo ważną częścią całego przedstawienia, ponieważ są główną stawką, o jaką rywalizują mężczyźni.

Mikołaj Kostaniak brał także udział w czymś w rodzaju festiwalu smaków. Próbował tam wielu lokalnych przysmaków, m.in. krokodyla i strusia, odwagi zabrakło jedynie na jądra bawoła…….

(koniec części pierwszej).